wtorek, 25 lutego 2014

Część I: Rozdział 5: Czarny Samochód

Ile jeszcze?! 
Spojrzałam na zegarek. Minęło dopiero 5 minut. 
Mamy uciekać. 
Nie wiem z kim? 
Nie wiem gdzie? 
Nie wiem po co? 
Nie wiem dlaczego? 
Wiem tylko, że przed Liamem. 
Przynajmniej tak podejrzewam. 

Wzięłam swoją komórkę i schowałam ją do kiszeni. 
Bardzo się stresowałam. Wyszłam z gabinetu na "obchód" do mojego pacjenta. 
Weszłam do sali.
 
- O hej Pięknooka - uśmiechnął się.
- Co tu się dzieje? - zapytałam.
- Wyjaśnię Ci jak będziemy bezpieczni - spojrzałam na niego był ubrany w swoje rzeczy. 
Usiadł na łóżko i poklepał miejsce obok siebie.
 Pokiwałam przecząco głową. Przecież mogliby się zorientować, że coś knujemy.
 
- O NIE! - spojrzałam na okno.
- Co się stało kochanie? - zapytał brunet.
- Robi się ciemno, a ja miałam Cię zabić - drobna łza spłynęła mi po policzku - teraz to mnie zabiją.
- Nie płacz - powiedział czule - nic Ci nie będzie. Obiecuję. Musimy już iść. Zaufaj mi - wyciągną rękę ku mnie.
- Ufam Ci - powiedziałam cicho i ścisnęłam jego rękę.

Nie mieliśmy nic zabranego, wiec było nam łatwiej uciec.
 Chłopak otworzył okno. Z łatwością przeskoczył przez parapet.
Ja miałam z tym trochę trudności. Przystojniak widząc to złapał mnie w tali i pomógł. Trochę się przestraszyłam, na co on się uśmiechnął. Ponownie złapał mnie za rękę. 

- A teraz biegniemy! - pociągnął mnie za sobą.
Trudno było mi dorównać mu kroku, więc trochę zwolnił.
Znaleźliśmy się za zakrętem i przed nami pojawił się czarny samochód. 

Przez chwilę myślałam, że to Liam, więc trochę się przestraszyłam 
i cofnęłam się o kilka kroków. 
- Co się stało? Boisz się? - pokiwałam głową potwierdzając to.
Kucnął przede mną i popatrzył prosto w oczy. Miał takie śliczne oczy.
- Nie bój się! Masz mnie. Nic się nie stanie. Przy mnie jesteś bezpieczna - wstał i mocno mnie przytulił. Zaczerwieniłam się lekko. 
Złapał mnie za rękę i poszedł w stronę auta. 

Otworzył tylne drzwi i pokazał ręką, że mam tam wejść.
Zrobił to samo. Oboje siedzieliśmy na tyłach samochodu.
Odjechaliśmy.

- Co tak krótko? Powinniście się trochę dłużej obmacywać - zaśmiał się chłopak siedzący za kierownicą. Miałam wrażenie, że chłopak się na niego rzuci. 
- A może porozmawiamy jak ci idzie praca przy twojej dziewczynie - pięknooki nie wytrzymał.
- Ochhh... Dobrze. Nie wiem jak idzie tobie, ale widac, że się rozkręcasz - odpowiedział.
- Nie powiedziałbym tego, widząc ostatnio jej minę rano - po raz drugi odegrał się siedzący koło mnie chłopak.
Teraz kierowca mógł w każdej chwili rzucić się na chłopaka. 

- Oj dajcie spokój! Chce dojechać do domu! - uspokoiła ich dziewczyna siedząca z przodu. 
Resztę drogi przebyliśmy w spokoju.
Byłam z tego powodu bardzo zadowolona.

Wysiedliśmy i od razu dziewczyna, która siedziała z przodu złapała mnie za nadgarstek.
- Chodź oprowadzę cię po domu - uśmiechnęła się.
Nie wiedziałam co  mam zrobić. Spojrzałam się na chłopaka ze szpitala. On podszedł do mnie  i szepnął na ucho - Idź. Ona nic ci nie zrobi.

W końcu uległam dziewczynie i poszła za nią do środka. Nie mogłam uwierzyć co zobaczyłam w środku.

____________________________________________

Dziękuję za ponad 100 wejść wczoraj i za 6 komentarzy pod ostatnim postem.
Jesteście niesamowici.
Przepraszam, że krótko, ale nie miałam dalej pomysłu...
Mam do Was pytanie: Chcecie, żebym dodawała zdjęcia w postach?

poniedziałek, 24 lutego 2014

Część I: Rozdział 4: Misja

Moje myśli coraz bardziej były drastyczniejsze. 
Mam wstać, uderzyć go czym i uciec? 
A może tak po prostu wyjść? 
Nie, jestem głupia! 
Może on wcale nic nie wie... Mam taką nadzieję...

Po chwili przerwy Mr. Payne znów zaczął mówić:
 - Chodzi o to, że mam dla Ciebie... jakby to powiedzieć... yyyy.... misję. 
No tak to dobre określenie: misje, którą musisz wykonać!

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Jaką misje o czym on mówi?
-Chodzi o nowego pacjenta. Obiekt numer 68 - po tych słowach ściszył głos - Musisz mu to wstrzyknąć - podał mi strzykawkę.
 
Co to? 
Ja mam go zabić? 
Dlaczego?

- Ale dlaczego trzeba go zabić i dlaczego to ja mam to zrobić? - zapytałam.
- No, bo wiesz .... no... On ma do ciebie zaufanie - wziął wdech - jeśli tego nie zrobisz zostaniesz...
- Zabita - dokończyłam cicho za niego.
- Dokładnie. Wiedzię, że się rozumiemy. 
Masz czas do wieczora - wskazała na drzwi.

Wstałam, odwróciłam się i wyszłam. 
W oczach miałam łzy.
 Jak mam to zrobić? 
Przecież nie mogę. 
I co, że ma niby do mnie zaufanie chociaż mnie nie zna?

 Musiałam się uspokoić. 
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. 

Przechodziłam obok sali z moim pacjentem.
 Stanęłam przy szybie i przyglądałam mu się. 
Teraz nie leżał tylko siedział na łóżku. 
Wyglądał tak przystojnie. Nagle zauważył mnie i spojrzał w moje oczy.
 Zobaczyłam jak się uśmiecha. Szczerze, ale widać, że go to boli.
 No przecież szwy...

Popchnęłam drzwi.
 - Jak się czujesz? - zapytałam stojąc nad pacjentem. 
- Całkiem dobrze - otworzyłam usta ze zdziwienia, myślałam, 
że nie umie mówić - Proszę usiądź - wskazał na krzesło obok szpitalnego łóżka. 
Wykonałam jego prośbę. - Możesz dla mnie coś zrobić? - zapytał. 

- Oczywiście - powiedziałam. 
- Muszę skontaktować się z przyjacielem - powiedział z błagalnym głosem. 
- Oczywiście zadzwonię do niego. Podaj mi numer - wyciągnęłam telefon. 
- No, ale wiesz prywatne sprawy... - powiedział chłopak. 

Nic nie mówiłam, 
ale po minucie popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
 - Dobra, ale zadzwonisz tu i będę przy tej rozmowie. 
Grozi Ci... Mi niebezpieczeństwo - z oka spłynęła mi łza. 
- Co się stało? - mówił czułym głosem - Na pewno coś zaradzimy. 

Westchnęłam. - Bo Liam... 
- Kto?! Nie mów, że ma na nazwisko Payne! - pacjent był bardzo zdenerwowany. 
- Znasz go?
 - Nie ważne daj mi telefon - podałam chłopakowi urządzenie. 

Szybko wpisał numer i nacisnął zieloną słuchawkę. 
Dochodziły do mnie tylko odpowiedzi. 

*No, bo niedługo nie będę*
 *Trafiłem do szpitala liama* 
 *RATUJ!!!*
 *Jedna lekarka mi to powiedziała. Ją terz trzeba zabrać*
 *OK*

 .Rozłączył się i zwrócił do mnie - Masz 10 minut. Bierz co chcesz?
- Ale o co chodzi?! - krzyknęłam. 
- Trochę ciszej - pohamował mnie chłopak - Dowiesz się w drodze. 
- Zdajesz sobie sprawę, że tu nie mam żadnych ciuchów - zapytałam. 
- Trudno idź i udawaj, że wszystko ok. Nie rzucaj się w oczy. Nie mów nic nikomu - przytaknęłam głową i wstałam - Bądź ostrożna!!!

_______________________________________________

Trochę za krótki, ale starałam się dziś jeszcze dodać :)
Możecie zadawać mi pytania TU

MAM DLA WAS SPRAWĘ! 
KAŻDY KTO PRZECZYTAŁ TEN ROZDZIAŁ 
NIECH GO SKOMENTUJE! WYSTARCZY NAWET "KROPKA" 

niedziela, 23 lutego 2014

Część I: Rozdział 3: Piękne oczy

- Pacjent się budzi.

Czyli muszę pojawić się wcześniej.

- OK. Będę niedługo. 

Szybko wyłączyłam telewizor i poszłam się przygotować. 
Zwykle nie zajmuje mi to dużo czasu.

_______________________________________

Kiedy doszłam do szpitala, można było wyczuć nerwową atmosferę. 
Nie wiem dlaczego. Nie zważałam na to i poszłam dalej. 
W pokoju lekarskim jak zwykle świeciło pustkami. 
Zresztą nie ma się co dziwić. 
Liam i tak nigdy tu nie zagląda. Nigdy. Oprócz wczoraj. 
Rozmawiał z kimś i był widocznie zdenerwowany. 
Może to ma jakiś związek z tą atmosferą?

- Jest już lekarka! Dłużej się nie dało!?- z moich rozmyślań wyrwał mnie głos jednej z pielęgniarek.

Nie byłam zadowolona. Ruszyłam za nią. 
Nie miałam innego wyjścia. 
Dochodziłyśmy do drzwi, gdy nagle starsza pani przystała.

-Pacjent już się wybudził. Trzeba tylko zrobić nim mały wywiad - powiedziała i odeszła.

Wzięłam wdech i popchnęłam drzwi. 
Moje oczy nie mogły uwierzyć, co widzą. 
Jeszcze wczoraj zakrwawiony pacjent, dziś wyglądał normalnie, jak każdy.

-Widzę, że dziś wracasz do formy- zaczęłam rozmowę - jak się czujesz?

Nie dostałam odpowiedzi.

-Mogę zadać Ci parę pytań- chciałam mieć upewnienie. 
Po minutach ciszy nie wytrzymałam i krzyknęłam - Odezwiesz się czy mam wyjść!?

-Nie odchodź - wreszcie nasza "niemowa' coś powiedziała - Masz piękne oczy- powiedział z zachwytem.
-Może nie od razu na "ty"?- zapytałam sarkastycznie, 
ale on w odpowiedzi uśmiechnął się.
-Czyli mogę zadać Ci kilka pytań? - zapytałam ponownie. 
Znowu nie otrzymałam odpowiedzi, co znów mnie zdenerwowało. 
Wstałam i miałam zamiar wyjść. - Masz piękne oczy - powiedział po cichu, tak że ledwo go usłyszałam. 

 Kiedy wyszłam z sali wzięłam głęboki oddech. 
Byłam szczęśliwa, że nie musiałam dłużej rozmawiać z tamtym chłopakiem. 
Sprawiał dobre wrażenie, tak jakby był zwykłym nastolatkiem. 
Lecz ja czułam, że tak nie jest... 

No chyba nie powiecie mi, że normalny nastolatek zostaje 
przywieziony karetką do szpitala, bo ktoś znalazł go przy lesie. 
Nie wyglądało mi to na zwykłą bójkę... 

Z moich rozmyślań wyrwał mnie męski głos. 
Nie rozpoznałam go odrazu, ale po chwili dotarło do mnie, że to ten sam głos, 
który słyszałam wczoraj... 
Tak to był Liam...

 Przez jakiś czas byłam nie na ziemi. 
Wreszcie jednak poszłam za nim. 
Zaczęłam się bać. 
Co jeśli wczorajsza rozmowa była o mnie? 
Chcą mnie załatwić? 
O nie, ja tak szybko się nie dam... 

- Proszę, wejdź!- pokazał ręką na drzwi, które otworzył. 
 Posłusznie weszłam. Byłam niepewna. 
Payne zdążył już usiąść za swoim biurkiem. 
Wskazał ręką na miekki, skórzany fotel.
 -Chciałem się z Tobą zobaczyć, ponieważ nam do Ciebie sprawę - powiedział spokojnym głosem. 
 Naprawdę ma jakąś sprawę? 
Co mam się sama zabić czy co? 
________________________________________________

Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału...
Od dzisiaj możecie zadawać pytania na asku: 
Możecie pytać o bloga :)/

czwartek, 20 lutego 2014

PROLOG

ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ WEJDŹ TU
I ZOBACZ BOHATERÓW :)
__________________________________________
 
Cześć! Nazywam się Rose. Podoba Ci się moje imię? 
Mi też.

Mieszkam w Leastle od jakiegoś czasu. 
Pamiętam jak musiałam się tu przeprowadzić, bo z bratem nie mieliśmy pieniędzy. 
Teraz brat mnie zostawił i straciłam z nim kontakt. 
Nie mam nikogo bliskiego. Moi rodzice się mną nie interesowali.

Jedyną osobę, którą coś obchodziłam była moja kochana ciocia.
Była miłą kobietą. Niestety zmarła na raka. Za dużo paliła.
Zawsze chciała, żebym wyrosła ma porządną dziewczynę. 
Dlatego teraz jestem porządna
 i do tej pory nie miałam...................chłopaka.

Patrząc na moich rodziców, nigdy nie wierzyłam w prawdziwą miłość. 
Teraz też nie wierzę i nie wiem czy kiedykolwiek uwierzę.

Wygląd odziedziczyłam po mamię. Jestem brunetką.
 Mam również taką samą sylwetkę jak ona.
Po tacie odziedziczyłam oczy - są bardzo ciemne.

Jestem przekonana, że moje życie jest super, 
jednak..............................czegoś mi w nim brakuję.

___________________________________________________________________

Podoba się prolog? Krótki, ale za to rozdziały będą dłuższe...
 Co sądzicie o Rose?

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ