-Pani doktor jakiegoś faceta przywiozła karetka! -usłyszałam głos za sobą.
- To nowość!- krzyknęłam i się odwróciłam.
Zobaczyłam kim ta osoba jest. To jedna z pielęgniarek w tym szpitalu.
Z resztą jedna z niewielu. Pracuję tu chyba ze trzy pielęgniarki.
Podążyłam prosto ciemnym i obskurnym korytarzem.
Pracuję w najgorszym szpitalu w całym USA.
I wcale teraz nie żartowałam albo narzekałam, bo tak naprawdę jest.
Wszystko tu jest szare i nudne. Jest często bardzo zimno, tak że czasem trzeba nosić gruby sweter, a najlepiej to od razu dwa.
Cały szpital wygląda jakby był urządzony w głębokiej piwnicy lub ściekach pod miastem.
Brudno tu, ciemno, a lampy, z których bije lekkie światło, ledwo wiszą.
W ogóle to czasem się zastanawiam czy one są włączone.
Niestety nie mogę zmienić miejsca pracy, chociaż bardzo bym chciała.
Dała bym wszystko, żeby pracować w jakiejś placówce w słonecznej Kalifornii, ale jeśli to za dużo to chociaż w zadbanym szpitalu w Nowym Yorku.
Byłoby tam o niebo lepiej, a nawet o kilka.
Przede wszystkim jest tam czysto i pracuje tam dużo osób.
Więcej ludzi do rozmowy. Nie to co u nas.
W naszym "szpitalu", o ile to można nazwać szpitalem, personel składa się z pięciu osób, czyli trzy pielęgniarki, które nie grzeszą uprzejmościom, ja oraz Mr. Liam Payne - drugi lekarz. Wolę z nim nie zadzierać. Z tego co wiem to jest dobrze ustawiony w tym miejscu, ale jest jeszcze coś... boję się, że on wszedł w jakieś układy. Więc podsumowując to - zostawiam go w spokoju.
A i nie zapominajmy również o moim pracodawcy. Tak szczerze to jeszcze nigdy nie widziałam nawet swojego szefa. Co prawda pracuje tu tylko trzy miesiące, ale powinnam go chociaż raz widzieć. Nawet nie przyszedł na spotkanie ze mną, kiedy miał mnie zatrudnić. Zastąpił go Liam. Z tego co słyszałam nie jest bardzo młody. Ma około 30 lat.
Przeszłam dwa korytarze i nareszcie dotarłam do głównego wejścia. Nowy pacjent. Karetka dopiero co go przywiozła.
- To nowość!- krzyknęłam i się odwróciłam.
Zobaczyłam kim ta osoba jest. To jedna z pielęgniarek w tym szpitalu.
Z resztą jedna z niewielu. Pracuję tu chyba ze trzy pielęgniarki.
Podążyłam prosto ciemnym i obskurnym korytarzem.
Pracuję w najgorszym szpitalu w całym USA.
I wcale teraz nie żartowałam albo narzekałam, bo tak naprawdę jest.
Wszystko tu jest szare i nudne. Jest często bardzo zimno, tak że czasem trzeba nosić gruby sweter, a najlepiej to od razu dwa.
Cały szpital wygląda jakby był urządzony w głębokiej piwnicy lub ściekach pod miastem.
Brudno tu, ciemno, a lampy, z których bije lekkie światło, ledwo wiszą.
W ogóle to czasem się zastanawiam czy one są włączone.
Niestety nie mogę zmienić miejsca pracy, chociaż bardzo bym chciała.
Dała bym wszystko, żeby pracować w jakiejś placówce w słonecznej Kalifornii, ale jeśli to za dużo to chociaż w zadbanym szpitalu w Nowym Yorku.
Byłoby tam o niebo lepiej, a nawet o kilka.
Przede wszystkim jest tam czysto i pracuje tam dużo osób.
Więcej ludzi do rozmowy. Nie to co u nas.
W naszym "szpitalu", o ile to można nazwać szpitalem, personel składa się z pięciu osób, czyli trzy pielęgniarki, które nie grzeszą uprzejmościom, ja oraz Mr. Liam Payne - drugi lekarz. Wolę z nim nie zadzierać. Z tego co wiem to jest dobrze ustawiony w tym miejscu, ale jest jeszcze coś... boję się, że on wszedł w jakieś układy. Więc podsumowując to - zostawiam go w spokoju.
A i nie zapominajmy również o moim pracodawcy. Tak szczerze to jeszcze nigdy nie widziałam nawet swojego szefa. Co prawda pracuje tu tylko trzy miesiące, ale powinnam go chociaż raz widzieć. Nawet nie przyszedł na spotkanie ze mną, kiedy miał mnie zatrudnić. Zastąpił go Liam. Z tego co słyszałam nie jest bardzo młody. Ma około 30 lat.
Przeszłam dwa korytarze i nareszcie dotarłam do głównego wejścia. Nowy pacjent. Karetka dopiero co go przywiozła.
-Co jest?- zapytałam.
-Ktoś
zadzwonił, że znalazł go przy drodze koło lasu, ale kiedy dojechaliśmy
nikt z nim nie czekał - odpowiedział jeden sanitariusz.
Chłopak
nie wyglądał dobrze. Był cały pobity, koszula obdarta, spodnie
poszarpane, a włosy całe we krwi. Wyglądało to ohydnie, tym bardziej, że
były one kręcone i długie. Kiedy dowieźli go do sali, obejrzałam go
dokładnie.
-Sprawdźcie
czy nie ma jakiś złamań - odezwałam się i wyszłam na zewnątrz.
Miałam
chęć zapalić papierosa, ale nie miałam żadnego. Nigdy jeszcze nie
paliłam, ale zawsze kiedy jestem zdenerwowana, mam taką ochotę. Tak
naprawdę to nie mam zamiaru palić i popaść w nałóg.
Cały czas myślałam o
wydarzeniu z dziś, o pobitym pacjencie.
Współczuję temu chłopakowi -
trafił do najgorszego szpitala w całym USA i dzięki temu jego szanse na
przeżycie zmniejszyły się o 99%.
Nie wyglądał dobrze. Był cały
zakrwawioną twarz, cały ociekał krwią.
Dwie pielęgniarki się nim zajmą.
Mam nadzieję, że pomyślą, że trzeba go umyć. Oby nie miał żadnych
złamań.
Ciekawe kto to mu zrobił?
Na razie nie miałam ochoty szukać
odpowiedzi i nie wiem czy kiedykolwiek będę miała.
Po pół godzinie
pielęgniarka zawołała mnie znów do pacjenta.
Opłukali go trochę i
wyglądał już bardziej przyzwoicie.
Co prawda włosy wciąż jeszcze nie
były czyste, ale co z tego i tak wyglądał na przystojnego. Nadal nie
odzyskał przytomności, ale musiałam wypełnić kartę pacjenta.
Raczej się z nim nie dogadam, więc przy imieniu i nazwisku musiałam
napisać
"OBIEKT NUMER 68".
Nie lubię tak nazwać pacjentów, ale to taka
procedura w tym szpitalu.
Odkąd tu pracuję, nigdy nie było żadnych
pacjentów. Dla nich to dobrze.
Jak widać było ich w sumie 68, a szpital
istnieje od 10 lat.
Wcale się nie dziwie. Też nie chciałabym tu leżeć
chora, od razu by mi się pogorszyło z tego przykrego widoku. Z
wszystkich 68 pacjentów, dziwnym sposobem umarło lub ich zabito 67 osób.
Czyli wszyscy aż do dzisiejszego pacjenta. Może on nie umrze i będzie
pierwszym. Oby. Serdecznie mu tego życzę.
___________________________________________
Kiedy wypełniłam już
kartę poszłam do pacjenta. Musiałam zaszyć mu dwie rany - jedną na czole
(zadrapanie niezbyt duże, ale trzeba było ją zaszyć),
a drugim szwem
trzeba mu zaszyć wargę, która była nieźle rozcięta.
-Trzeba to zaszyć - odezwałam się, a pielęgniarka od razu wstała i zniknęła na chwilę.
-Proszę - powiedziała pielęgniarka dając mi narzędzia mojej pracy - przytrzymam OBIEKT NUMER 68.
Naprawdę?
Czy wszyscy będą nazywać tego chłopaka.
Denerwuje mnie to.
Czy ktoś tu jest normalny?!
-Dobrze - przytaknęłam robiąc sztuczny uśmiech.
Rana
na czole okazała się mniej groźna niż wyglądała.
Na szczęście.
Rozcięcie na wardze było już ciężką robotą. Rozcięcie było bardzo
głębokie, na oko jakieś 1,5 centymetra. Kiedy skończyłam robić "operacje
twarzy", obserwowałam chłopaka. Dopiero o 22:00 miałam koniec dyżuru,
więc kiedy wybiła już dziesiąta, poszłam się przebrać.
________________________________________________
Kiedy weszłam do
oddzielonego pomieszczenia, usłyszałam kroki. Schowałam się.
-Chyba sobie
żartujesz?- usłyszałam głos w gabinecie - i nikt mnie nie podsłuchuje!!!
- dla pewności jeszcze sprawdził, tak przynajmniej mi się wydawało, bo
usłyszałam dźwięki trzaśnięcia drzwi od szafy.
Dochodziły do mnie tylko
odpowiedzi.
Szybko zorientowałam się, że to jeden z lekarzy. Liam.
Postanowiłam nie wychodzić. W rozmowie nie obyło się bez dużych
przekleństw.
Mr. Payne zawsze wydawał mi się surowy, ale nigdy nie
wiedziałam, że do tego stopnia jest zły. Wszyscy przecież uważają go za dobrego. Konkretnie nie wiedziałam o co
chodzi, ale wiem tylko, że Liam ma do wykonania jakąś robotę.
-Kiedy mam to zrobić?- zapytał Payne.
Nagle zebrało mi się na kichnięcie i...
______________________________________________________________
Myślę, że rozdział się podoba.
Jeżeli ktoś chce być informowany, to niech po prostu napiszę.
Jak myślicie co się stanie dalej?
O czym rozmawiał Liam?
Z kim?
Kto jest tym pacjentem?
KOMENTARZ = MÓJ UŚMIECH
OMG w takim momencie koniec ? ; p Wciąga strasznie i jest ciekawe czekam na kolejne rozdziały : ) Mogłabyś mnie informować ?
OdpowiedzUsuń@Bajeek
ok :)
UsuńSuper! Na pewno będę czytać :))
OdpowiedzUsuńBędziesz informować? :) @Jula_Tom200
Ok :)
Usuń