poniedziałek, 30 czerwca 2014

ROZDZIAŁY! Od 1 do 9 rozdziału!

Uwaga do 9 rozdziału posty się pomieszały, więc tu daje linki...

Część I: Rozdział 9: Zakupy

Poczułam coś mokrego na moim policzku, ale zmęczenie przewyższyło ciekawość.
 Tak samo było przy głośnej konwersacji dwóch dostatecznie głośnych męskich głosów. 
Ostatecznie przebudziłam się około 8 rano. Leniwie rozciągnęłam ramiona, 
niestety jestem bardzo niezdarna i przez przypadek uderzyłam 
lewą ręką o osty kant szafki nocnej w moj.... zaraz, zaraz ja nie mam szafki nocnej.
 Natychmiast przeniosłam się pozycji siedzącej. Rozejrzałam się, najpierw w lewo, potem w prawo, dopiero późnej przypomniałam sobie gdzie jestem. Uciekłam z domu, chociaż jeśli mamy być szczerzy to nigdy go nie miałam i mieć nie bę...

- O słonko wstałaś - roześmiana brunetka weszła do mojego pokoju, przepraszam nie do mojego. - Jeśli już nie śpisz to zejdź na dół. Hazz zrobił nam śniadanie.

- Już, tylko się ubiorę - nie będę ukrywała, że jestem głodna jak wilk. Od wczoraj nic nie jadłam, wcześniej mi to nie przeszkadzało, ale teraz...

Spojrzałam na siebie, miałam na sobie za duże męskie dresy. Chwilkę pomyślałam i wtedy do mnie wszystko dotarło. Miałam na sobie ubranie tego chłopaka... jak mu tam? H... h... h... Harry... No tak właśnie Harry! Nie miałam co założyć. Moje ubrania ze wczoraj nie leżały tam gdzie zwykle, albo nie zwykle, bo nigdy tu nie byłam. Postanowiłam trochę poszperać. W jednej szafce znalazłam "odzież dolną" - stertę skarpetek i.... bokserek. No coś, nie mam wyboru. Zwinęłam jedną parę zielonych bokserek. W innej szafce znalazłam spodnie, wyjęłam pierwsze lepsze z obawą, że źle będą na mnie wyglądać, ale okazało się inaczej. Chłopak ma ten sam rozmiar co ja! Nie możliwe! Co co miałam teraz na sobie okazało się być czarnymi jeansami, muszę przyznać, że są całkiem dobre. Została jeszcze góra, hmmm, gdzie znajdę jakieś koszulki. 



Ene due like fake,
kobra borba esme smate,

deus deus kosmotaeus 

i morele baks

Padło na szufladę, która znajdowała się na samym dole. Otworzyłam ją i ujrzałam mnóstwo papierów. Postanowiłam przeczytać jedną.

"....... ADOPCJI"

Chciałam przeczytać więcej, ale nie zdążyłam, gdyż usłyszałam jakiś głos, pytający mnie czy długo jeszcze będę się szykować. 
Zrobię to później

Zajrzałam do szuflady wyżej i znalazłam koszulki założyłam jedną. Była cała biała i nie wyglądała na mnie już tak jak spodnie, ale nie miałam powodów do smutku. Wyszłam na korytarz nie bardzo wiedząc gdzie się udać. Nagle zobaczyłam jakiegoś chłopaka wychodzącego z pokoju nie daleko tego, w którym jeszcze przed chwilą odkryłam dziwne papiery. No dobra stop, to nie moja sprawa!
Idą za chłopakiem, który nawet mnie nie zauważył, ale pewnie to przez tą komórkę, z której nie raczył nawet na chwilę spuścić z oczu. 
Czysta miłość!
Nie popełniłam błędu, szedł również do kuchni i to był mój mały sukces.

- Hej Ślicznooka - przywitał mnie z uśmiechem lokaty chłopak, kiedy tylko byłam w zasięgu jego wzroku.

-Hej - odpowiedziałam cicho, a chłopak od razu  pojawił się obok mnie i wskazał mi gdzie mam usiąść. Jak na prawdziwego dżentelmena przystało odsunął mi krzesło, żebym mogła usiąść. Skinęłam mu głową w podzięce.

- O! Hej! - odezwała się brunetka.
- Hej!
- Dla mnie też się coś znajdzie? - zażartował chłopak w blond włosach, ten za którym tu doszłam.

- Oczywiście, przygotowałem dla nas wszystkich!

- A kim jest ta "ślicznooka". Jestem Niall, a ty?

- Rose - uśmiechnęłam się sztucznie. 

- Umm, ciekawie - spojrzał się na Harry'ego z dziwnym spojrzeniem, a on przytaknął - może trochę o sobie opowiesz, hm, co?

- Może później, najpierw daj Rose zjeść, a potem mam zamiar udać się z Rose na zakupy, wiec może przy kolacji, co?

- Musicie? Hmmm, no dobra, ale nie pochwalam tego pomysłu, chociaż hmmm przydało by jej się kilka porządnych ubrań - dzięki.

- A więc smacznego, jedzcie i nie gadajcie! - Harry postawił na stole wielką tace ze stosem kanapek.

Aż na sam ich widok zgłodniałam jeszcze bardziej.
Smaczne!

_________________________
Przepraszam, że dopiero teraz rozdział...
Nie wiem kiedy dokładnie będzie kolejny rozdział, więc jeśli chcecie wiedzieć to dajcie mi swoje tt, a poinformuje was od razu... Postaram się jutro dodać, ale nie obiecuję...

I przepraszam, ale posty mi trochę powędrowały i zrobił się bałagan, a nie mogę tego zmienić :/

HEJ!

Przepraszam, że musicie tyle czekać i nie będę pisać żadnych "ale", bo wiem, że ja nawaliłam i to moja wina...
Dzisiaj za 15 minut dodam nowy rozdział, ale pojawił się problem...
 Zmieniałam nazwy postów dlatego 1 i 2 przeskoczyły mi na początek, a inne nie, będę musiała coś z tym coś zrobić... 
Tak więc o 12:30 wracam z rozdziałem 9 :)

Do tej pory:
* napisałam 13 postów (nie wszystkie publikuje)
* mamy 8 rozdziałów + prolog
* jest aż 1502 wyświetlenia
* mam jednego obserwatora
* skomentowaliśmy TBD 42 razy

Część I: Rozdział 2: Jedziemy szybciej i szybciej

... w ostatniej chwili się powstrzymałam. 
Jeszcze ułamek sekundy, a by się dowiedział, że słyszałam jego rozmowę. 
Coraz bardziej się go boję. Ma coś zrobić, ale nie wiem co... 
Muszę się dowiedzieć, ale dyskretnie. 
Boję się tylko, że dzięki mojej nadmiernej ciekawości, 
mi albo komuś innemu może stać się jakaś krzywda. 
No cóż... ale bez mojej ciekawości też może komuś stać się krzywda. 
No nic, zostawię to do jutra, bo jestem zmęczona.

 Szybko się ubrałam i wyszłam ze szpitala.
 Przed wyjściem kilka osób się szwendało. 
Pośród nich rozpoznałam również naszego kochanego Liam'a. 
Spotkał się z kimś. Nie widziałam do końca jego twarzy, w ogóle mało co widziałam. 
Nagle Payne obejrzał się moją stronę. Od zawsze byłam zwinna, więc zanim odwrócił całkowicie głowę do mnie, ja zdążyłam odwrócić głowę w innym kierunku. 
Udałam, że go nie wdziałam. Chyba mu na tym zależało. 
Cały czas rozglądał się nerwowo dookoła. 
Wiedziałam, że to ma związek ze wcześniejszą rozmową telefoniczną. 
Poszłam dalej z głową wpatrzoną w chodnik.

_________________________________________________________
W nocy nie mogłam zasnąć. 
Dzisiejsze wydarzenia wzbudzały we mnie lęk, a zarazem podniecenie.
 Bałam się Liam'a. A co jeśli to ma związek z nowym pacjentem? 
Może...
 
Jadę samochodem. Jestem jakoś dziwnie ułożona. Tak jakoś niechlujnie. 
Nie jestem przypięta pasami. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Każdy kilometr daje mi ulgę. Jedziemy szybciej i szybciej. 
To jest ważniejsze niż bezpieczeństwo. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Czuję się bezpieczna. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Mam przy sobie osobę, którą bardzo kocham. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Ona też minie kocha. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Nie przejmujemy się niczym. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Widzę jakieś światełko w oddali. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Słyszymy hałas silnika innego samochodu. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Światełko z przodu robi się większe. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Za nami pojawiają się dwa samochody. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Słychać dwa strzały. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Nie zwalniamy. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Słyszymy jeszcze jeden strzał. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Oślepia nas światło z przodu. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Opona z naszego samochodu została przebita. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Musimy ominąć światło. Jedziemy szybciej i szybciej. 
Nagle mój ukochamy skręca ostro kierownicą. Nie jedziemy już szybciej i szybciej. 
Jedziemy wprost w drzewo. Nie jedziemy już szybciej i szybciej. 
Słychać pisk opon. Nie jedziemy już szybciej i szybciej. 
Chcę krzyczeć...


Otworzyłam oczy. To był tylko sen. 
Zły sen. Koszmar. Całe moje czoło było zalane potem. 
Usiadłam na łóżku. Byłam przestraszona. 
Siedziałam tak przez dobre kilka minut. 
Postanowiłam wyjść z łóżka i napić się czegoś. 
Wyszłam z mojego pokoju i skręciłam do kuchni. 
Nie miałam daleko, bo mieszkam w małym mieszkaniu w bloku. 
Mieszkanko znajduje się na parterze, dlatego jest takie małe, 
bo w tej części jest bardzo mało miejsca. 
Mimo tego bardzo je lubię i nie chce zamienić na inne. 
Nawet na największe luksusy.

Usiadłam w kuchni koło lodówki z kubkiem wody. 
Zaczęłam myśleć co się ze mną dzieje. 
Nigdy nic mi się nie śniło, a tym bardziej nie miałam koszmarów. 
Chociaż kiedyś...

Musiałam przerwać moje rozmyślania, bo kubek z wodą wypadł mi z rąk 
i mój napój rozlał się na podłogę. 
Wstałam z siadu tureckiego i sięgnęłam po ścierkę z blatu. 
Wytarłam podłogę i wróciłam do łóżka.
_______________________________________

Wstałam o 4 nad ranem. 
Miałam jeszcze ponad godzinę do wyjścia, więc nie musiałam się śpieszyć. 
Postanowiłam, że usiądę i obejrzę telewizję. 
Nie było to najciekawsze zajęcie, ale zawsze coś. 
Nie lubię filmów, seriali ani tym podobne. 
Wole spędzać czas na świeżym powietrzu. 
Kiedy tak przełączałam z kanału na kanał, szukając coś co przykuję moją uwagę, 
usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Spojrzałam na ekran. 
Szpital w Leastle. 
 Czyli moja praca. Odebrałam.

-Mam nadzieję, że nie obudziłam pani- zaczął miły głos - ale...

________________________________________________________

Krótki roZdział i mało się dzieję, ale w następnym Wam to wszystko wynagrodzę...
Chcesz być informowany, wystarczy napisać :)
Jak sen? Chciałam trochę emocji :D Dziękuję za komentarze. To bardzo mnie motywuję... :)

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Część I: Rozdział 1: OBIEKT NUMER 68

-Pani doktor jakiegoś faceta przywiozła karetka! -usłyszałam głos za sobą.

- To nowość!- krzyknęłam i się odwróciłam.

Zobaczyłam kim ta osoba jest. To jedna z pielęgniarek w tym szpitalu. 
Z resztą jedna z niewielu. Pracuję tu chyba ze trzy pielęgniarki. 
Podążyłam prosto ciemnym i obskurnym korytarzem. 
Pracuję w najgorszym szpitalu w całym USA.
 I wcale teraz nie żartowałam albo narzekałam, bo tak naprawdę jest. 
Wszystko tu jest szare i nudne. Jest często bardzo zimno, tak że czasem trzeba nosić gruby sweter, a najlepiej to od razu dwa. 
Cały szpital wygląda jakby był urządzony w głębokiej piwnicy lub ściekach pod miastem.
 Brudno tu, ciemno, a lampy, z których bije lekkie światło, ledwo wiszą. 
W ogóle to czasem się zastanawiam czy one są włączone. 

Niestety nie mogę zmienić miejsca pracy, chociaż bardzo bym chciała. 
Dała bym wszystko, żeby pracować w jakiejś placówce w słonecznej Kalifornii, ale jeśli to za dużo to chociaż w zadbanym szpitalu w Nowym Yorku. 
Byłoby tam o niebo lepiej, a nawet o kilka. 
Przede wszystkim jest tam czysto i pracuje tam dużo osób. 
Więcej ludzi do rozmowy. Nie to co u nas. 

W naszym "szpitalu", o ile to można nazwać szpitalem, personel składa się z pięciu osób, czyli trzy pielęgniarki, które nie grzeszą uprzejmościom, ja oraz Mr. Liam Payne - drugi lekarz. Wolę z nim nie zadzierać. Z tego co wiem to jest dobrze ustawiony w tym miejscu, ale jest jeszcze coś... boję się, że on wszedł w jakieś układy. Więc podsumowując to - zostawiam go w spokoju. 

A i nie zapominajmy również o moim pracodawcy. Tak szczerze to jeszcze nigdy nie widziałam nawet swojego szefa. Co prawda pracuje tu tylko trzy miesiące, ale powinnam go chociaż raz widzieć. Nawet nie przyszedł na spotkanie ze mną, kiedy miał mnie zatrudnić. Zastąpił go Liam. Z tego co słyszałam nie jest bardzo młody. Ma około 30 lat.


Przeszłam dwa korytarze i nareszcie dotarłam do głównego wejścia. Nowy pacjent. Karetka dopiero co go przywiozła.


-Co jest?- zapytałam.

-Ktoś zadzwonił, że znalazł go przy drodze koło lasu, ale kiedy dojechaliśmy nikt z nim nie czekał - odpowiedział jeden sanitariusz.

 Chłopak nie wyglądał dobrze. Był cały pobity, koszula obdarta, spodnie poszarpane, a włosy całe we krwi. Wyglądało to ohydnie, tym bardziej, że były one kręcone i długie. Kiedy dowieźli go do sali, obejrzałam go dokładnie.

-Sprawdźcie czy nie ma jakiś złamań - odezwałam się i wyszłam na zewnątrz.

 Miałam chęć zapalić papierosa, ale nie miałam żadnego. Nigdy jeszcze nie paliłam, ale zawsze kiedy jestem zdenerwowana, mam taką ochotę. Tak naprawdę to nie mam zamiaru palić i popaść w nałóg.

 Cały czas myślałam o wydarzeniu z dziś, o pobitym pacjencie. 
Współczuję temu chłopakowi - trafił do najgorszego szpitala w całym USA i dzięki temu jego szanse na przeżycie zmniejszyły się o 99%. 
Nie wyglądał dobrze. Był cały zakrwawioną twarz, cały ociekał krwią.
Dwie pielęgniarki się nim zajmą. Mam nadzieję, że pomyślą, że trzeba go umyć. Oby nie miał żadnych złamań. 
Ciekawe kto to mu zrobił?

 Na razie nie miałam ochoty szukać odpowiedzi i nie wiem czy kiedykolwiek będę miała. 
Po pół godzinie pielęgniarka zawołała mnie znów do pacjenta. 
Opłukali go trochę i wyglądał już bardziej przyzwoicie. 
Co prawda włosy wciąż jeszcze nie były czyste, ale co z tego i tak wyglądał na przystojnego. Nadal nie odzyskał przytomności, ale musiałam wypełnić kartę pacjenta. 
Raczej się z nim nie dogadam, więc przy imieniu i nazwisku musiałam napisać 
"OBIEKT NUMER 68"
 Nie lubię tak nazwać pacjentów, ale to taka procedura w tym szpitalu.

Odkąd tu pracuję, nigdy nie było żadnych pacjentów. Dla nich to dobrze. 
Jak widać było ich w sumie 68, a szpital istnieje od 10 lat.
Wcale się nie dziwie. Też nie chciałabym tu leżeć chora, od razu by mi się pogorszyło z tego przykrego widoku. Z wszystkich 68 pacjentów, dziwnym sposobem umarło lub ich zabito 67 osób. Czyli wszyscy aż do dzisiejszego pacjenta. Może on nie umrze i będzie pierwszym. Oby. Serdecznie mu tego życzę.

___________________________________________
Kiedy wypełniłam już kartę poszłam do pacjenta. Musiałam zaszyć mu dwie rany - jedną na czole (zadrapanie niezbyt duże, ale trzeba było ją zaszyć),
 a drugim szwem trzeba mu zaszyć wargę, która była nieźle rozcięta.

-Trzeba to zaszyć - odezwałam się, a pielęgniarka od razu wstała i zniknęła na chwilę.

-Proszę - powiedziała pielęgniarka dając mi narzędzia mojej pracy - przytrzymam OBIEKT NUMER 68.

Naprawdę? 
Czy wszyscy będą nazywać tego chłopaka. 
Denerwuje mnie to. 
Czy ktoś tu jest normalny?!

-Dobrze - przytaknęłam robiąc sztuczny uśmiech.

Rana na czole okazała się mniej groźna niż wyglądała. 
Na szczęście. Rozcięcie na wardze było już ciężką robotą. Rozcięcie było bardzo głębokie, na oko jakieś 1,5 centymetra. Kiedy skończyłam robić "operacje twarzy", obserwowałam chłopaka. Dopiero o 22:00 miałam koniec dyżuru, więc kiedy wybiła już dziesiąta, poszłam się przebrać. 

________________________________________________

Kiedy weszłam do oddzielonego pomieszczenia, usłyszałam kroki. Schowałam się.
-Chyba sobie żartujesz?- usłyszałam głos w gabinecie - i nikt mnie nie podsłuchuje!!! - dla pewności jeszcze sprawdził, tak przynajmniej mi się wydawało, bo usłyszałam dźwięki trzaśnięcia drzwi od szafy. 

Dochodziły do mnie tylko odpowiedzi. 
Szybko zorientowałam się, że to jeden z lekarzy. Liam. 
Postanowiłam nie wychodzić. W rozmowie nie obyło się bez dużych przekleństw. 
Mr. Payne zawsze wydawał mi się surowy, ale nigdy nie wiedziałam, że do tego stopnia jest zły. Wszyscy przecież uważają go za dobrego. Konkretnie nie wiedziałam o co chodzi, ale wiem tylko, że Liam ma do wykonania jakąś robotę.

-Kiedy mam to zrobić?- zapytał Payne.

Nagle zebrało mi się na kichnięcie i...

______________________________________________________________

Myślę, że rozdział się podoba. 
Jeżeli ktoś chce być informowany, to niech po prostu napiszę.

Jak myślicie co się stanie dalej? 
O czym rozmawiał Liam? 
Z kim? 
Kto jest tym pacjentem?

KOMENTARZ = MÓJ UŚMIECH

sobota, 15 marca 2014

Część I: Rozdział 8: 1:1

Oczywiście to był Harry. 
Pół leżał, pół siedział na łóżku. 
Nie mógł już wyjść? 
Chciałam przecież dziś zasnąć, ale na pewno nie przy nim... 

Może dziś uda mi się przespać całą noc bez koszmarów? Wątpię... 

Nie wahałam się, weszłam do środka. Zachowywałam się jakby go wcale nie było. 
Poczułam wzrok na sobie. Miałam ochotę mu przywalić, ale się opanowałam. 
Chciałam rzucić ręcznik na stolik, ale niestety mi się nie udało. 
No cóż... 
Trudno...

- Podnieś to. Nie jesteś u siebie. - mówił bardzo opanowanie. Zdziwiło mnie to. 
Nie dość, że siedzi w tym pokoju i zajmuję mi łóżko, to jeszcze mną rządzi. 
Spojrzałam na niego obrażona. On to zauważył i zmarszczył brwi i odwrócił głowę.
No dobra, dobra... Podniosę to... 

Schyliłam się po ręcznik. Znowu poczułam wzrok na sobie. Lekko odchyliłam głowę, żeby spojrzeć na chłopaka. Gapił się na mnie. No teraz to oberwie. Chłopak podszedł do mnie i wziął ręcznik z moich rąk.

- Pokaże ci jak złożyć ręcznik - złożył puszysty materiał bardzo równo. Zginając w połowie ręcznik pomachał mi przed oczami. - O tak właśnie, a teraz powolutku kładziemy ręcznik na krześle o tak - powiesił go na meblu obok stolika.

Spojrzałam na niego z lodowatym spojrzeniem i odeszłam. 
On nie mógł się ruszyć. Czego chciał? Kota w butach? 
Mam mu dziękować za to, że "nauczył" mnie składać ręcznik? 
No chyba nie... 
Oczekiwał, że będę dla niego miła? To się mylił. 
Denerwuję mnie...

Sama myśl, że jeszcze nie dawno podobał mi się, przyprawiała mnie o mdłości. 
Czy ja na serio byłam taka głupia? 
Tak, tak, wiem, byłam... ale tego żałuje.

On nadal wcale się nie ruszał, więc pomyślałam, że go wmurowało. 
Ciekawe co?
 Może to przez pannę Rose Crylson? 
O tak!!
1:0 dla mnie!!! 
To może być zabawne...
Panie Harry trochę się pobawimy...
Szykuj się...
- Możesz już wyjść? Chcę spać! - udawałam oburzoną.W pewnym sensie byłam, ale to nie było takie mocne.

- Wyganiasz mnie z mojego własnego pokoju? - CO? - Chyba śnisz! - rzucił głośniej. 

Nie pomyślałam, że to może być czyjś pokój. A tym bardziej jego... 
Myślałam raczej, że... A co ja właściwie chciałam? 
Przyjechałam do obcego domu, do obcych ludzi...
 Nie byli na to przygotowani, ja nie byłam na to przygotowana... 
A ja chciałam  własny pokój... Jesteś głupia Rose...

-Przepra... - zaczęłam cichym głosem, prawie nie słyszalnym.

- Nie ma za co - chłopak przerwał mi moją wypowiedź- Jest 1:1 - uśmiechnął się.

Teraz ja stałam jak wryta. Spojrzałam pytająco na Harr'ego.
- No co? Zacznij się zastanawiać co mówisz, a co nie...

Co?
 Ile z tego słyszał? 
___________________________________________
Wiem, wiem krótko... Przepraszam...
Ostatnio miałam trudny czas:
 sprawdziany, treningi, zajęcia dodatkowe... 
Pisałam gdzie tylko się dało matma, przerwa itp...
Obiecuję następny będzie dłuższy :)
Komentujcie, PROSZĘ! :)
Kocham Was!

wtorek, 4 marca 2014

Część I: Rozdział 7: Uważaj Harrry!

- Będziesz się tak gapić? - zapytał zniecierpliwiony chłopak.

-Co? Nie. Ja nie... - zarumieniłam się, a on uśmiechnął się cwaniacko.

-Tak rozumiem... Podobam Ci się... - zaśmiał się.

-Wcale, że nie! - rzuciłam go poduszką, nieźle oberwał.

-To teraz Cię zabiję mała żmijo! - krzyknął i ruszył w moją stronę. 
Miał kamienny wyraz twarzy, tak że przez chwilę myślałam, że naprawdę mnie zabiję.

- Nie! Zostaw mnie! Przestań! - Harry zaczął mnie gilgotać i miał z tego wielką satysfakcję. Debil. 
Teraz już nie siedziałam na łóżku, bo pod wpływem łaskotek musiałam się położyć.
Chłopak siedział na brzegu mebla. 
Kiedyś role się odwrócą. Uważaj Harrry!

- Przestanę jak przyznasz mi rację - tak, przyznam się, że go kocham, chociaż to nie prawda. Chyba nie prawda... Sama nie wiem... Może trochę mi się podoba... Ale tylko trochę...

-Nigdy w życiu!
- Dobrze, a więc do końca życia będę cie łaskotał - kontynuował swoją "pracę".
-Proszę przestań! Nie! Nie! Zostaw mnie! - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. 
Chyba łyknął haczyk.
-No dobrze, już dobrze, ale następnym razem ci nie daruję - wyciągnął rękę, by pomóc mi wstać. Chwyciłam ją i po chwili siedziałam koło chłopaka. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę.

- Mogę wiedzieć jak masz na imię? - zapytał Harry.
- Nie, nie możesz - zaśmiałam się, a on zmierzył mnie swoim spojrzeniem - Rose.

Chłopak zamyślił się. Trwał w bezruchu już ponad minutę. Jego uśmiech zniknął z twarzy, brakowało mi tego. Nie mogłam już zobaczyć jego słodkich dołeczków. W jego oczach wygasł blask. Bałam się, że coś mu się stało. 
Może dostał ataku jakiejś choroby? 
A może coś go ugryzło? 
Albo trafiłam go zbyt mocno poduszką i mam wstrząs mózgu? 

Nie Rose zastanów się co mówisz! 
Jesteś lekarzem i nie wiesz, że od takiego uderzenia nic mu się nie stało?
No najwyżej siniak. 
Nic więcej... 
Nic...

- Wszystko w porządku?- zapytałam troskliwie. 
On jakby się ocknął, bo jego wzrok przeniósł się z martwego punktu gdzieś na ścianie na mnie. Ciekawe co teraz myśli? 
Może mnie wyśmiewa w swoich myślach? 
Może on tylko udawał, żeby zobaczyć moją reakcje? 
Nie to odpada, żaden człowiek na świecie nie potrafi tak grać...

- Wszystko OK - przemówił zachrypniętym głosem. 
Czy on płakał?
Myślałam raczej, że jest groźnym bandytą, a on mi tu płaczę. 
No nic... 
Przecież też jest człowiekiem.

Widząc go smutnego, od razu ja również posmutniałam. 
Chciałam z powrotem jego uśmiech, jego dołeczki i ten nieziemski błysk w oczach. 
Co? 
Co? 
Co? 
O czym ja myślę? 
Ja się w nim nie zakochałam. 

On mnie w pewnym sensie "porwał". Ale mimo tego to normalny chłopak. 
Poczułam potrzebę pocieszenia go. 
Przytuliłam go. 
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Przez to trochę się zmieszałam...

- Nie smuć się. Proszę... - w moim głosie łatwo było wyczuć troskę. 
Harry odwzajemnił uścisk. Czułam jak głęboko oddycha.

- Przepraszam - wyszeptał tak, że ledwo go słyszałam.
- Nie musisz mnie przepraszać, nie masz za co - powiedziałam z troską. 
Zdziwił się, że go usłyszałam. 
No co? Po prostu mam dobry słuch...

Chłopak otrząsnął się z tej melancholii i zaczął mówić:
 - Pattie nie mogła nic znaleźć dla ciebie, ale ja coś mam - wyciągnął z szuflady jakieś dresy -Nie jest idealnie, ale zawsze coś - podał mi ubranie - na końcu korytarza jest łazienka. 
 -Tu masz ręcznik - sięgnął do niższej szuflady i wyjął puszysty materiał.

Usiadł na łóżku i spojrzał na mnie z uśmiechem, tak jakby sytuacja przed chwilą nie miała miejsca.
- Powinnaś już iść spać - powiedział takim miłym i czułym głosem.
- Jakoś nie mogę. Boję się jestem w nowym miejscu, a do tego miałam wczoraj straszny koszmar - posmutniałam, o ile wcześniej byłam wesoła. 
Przypomniałam sobie o wczorajszym śnie. Łzy nabrały mi się do oczu.

- Idź, weź prysznic - otworzył mi drzwi i prawie przez nie wypchnął. 
Czekał na korytarzu, dopóki nie upewnił się, że doszłam.



*OCZAMI PATTIE*
*CHWILĘ PO WYJŚCIU OD ROSE*

Jest już późno. Pójdę już spać. 
Harry powiedział, że zajmie się Rose i znajdzie dla niej ubranie. 
To dobrze, bo nie mam nic, co mogłaby założyć do spania. 

Jutro czekają nas zakupy....
Oczywiście o ile chłopcy pozwolą... 
Może wezmą pod uwagę, że to niezwykła sytuacja...
Miejmy taką Nadzieję...
Oni są tacy.. OCH... NO... TACY...

- Nie! Zostaw mnie! Przestań! - usłyszałam głos za ściany.
Przecież tam jest pokój... Siedzi tam Rose i Harry... CO ONI ROBIĄ?
Nie mówcie, że... NIE....no myślałam, że ona jest porządniejsza...

A może Harry ją do czegoś zmusza? 
Nie zostawię tego tak spokojnie!!!

- Proszę przestań! Nie! Nie! Zostaw mnie! - no zaraz chyba naprawdę zainterweniuje.
Traktuję Rose już jak przyszłą przyjaciółkę i nie pozwolę, żeby ktoś ją skrzywdził...
NIKT....
NAWET HARRY...

- No dobrze, już dobrze, ale następnym razem ci nie daruję - czyli jednak nie muszę wkraczać do akcji. Ma szczęście, bo jak ja jestem wkurzona to po wszystkich...

No i teraz to nawet się śmieją... Jutro wszystko wyjaśnię...
Pogadam z Harrym, żeby więcej tego nie próbował...

Rose jest teraz trochę zagubiona i się jej nie dziwię...
Na jej miejscu też bym była...
Jednak w głębi duszy jest kochana.
Na pewno się zaprzyjaźnimy!


*OCZAMI ROSE*
*W ŁAZIENCE*

Woda spływa po mojej skórze. Nie spodziewałam się, że to może przynieść taką ulgę. 
Dziś za wiele się wydarzyło. Mam dość szybkich wydarzeń i mam zamiar trochę przystopować. 

Harry to bardzo miły chłopak. Jest bardzo opiekuńczy i kochany. 
Kiedy z nim przebywam, odczuwam dziwne uczucie... Nie umiem go nazwać...

Wyszłam z kabiny i ubrałam się w dres. Tak ładnie pachniał. Jestem ciekawa czyj on jest. Wiem na pewno, że ta osoba musi świetnie pachnieć...

Przechodząc korytarzem bałam się, że ktoś wyskoczy i mnie porwie, ale doszłam szczęśliwie do drzwi. Otworzyłam je i aż otworzyłam usta ze zdziwienia...

______________________________________________

I jak? Pisałam go na lekcjach na różnych karteczkach... 
Nie mam zbytnio czasu, ale staram się... 
Jeśli ktoś będzie chciał, mogę pokazywać trochę rozdziału wcześniej na moim asku...
Proszę o komentarze, 
bo one bardzo motywują, a pod ostatnim rozdziałem było tylko 2 komentarze...

sobota, 1 marca 2014

Część I: Rozdział 6: Ten chłopak


Nie wiedziałam, że mały domek może tak ładnie wyglądać. 
Nie było tu luksusów.
 Wręcz przeciwnie, ale było pięknie. 
Ale od razu poczułam się jak w domu.

Najpierw zwiedziliśmy salon. Było tam przytulnie. 
Kanapa, na oko na cztery osoby, jedna z takich jakie można zobaczyć w starych domach, 
dwa fotele z tego samego kompletu oraz jeden ze starszych telewizorów. 
Całość ozdabiał puszysty dywan. 

W kuchni również nie było nowocześnie, ale za to przytulnie. 
Stare szafki, szara lodówka i inne takie. 
Między kuchnią a salonem stał drewniany stół. Zwiedzanie dołu zajęło nam jakieś niecałe dwadzieścia minut. 

Po zwiedzaniu razem z dziewczyną usiadłyśmy w jakimś pokoju. 

- Jestem Pattie. Mów do mnie Pat - uśmiechnęła się do mnie.

- Ja nazywam się Rose - po chwili dodałam jeszcze - Mów do mnie jak chcesz.



- Bo to mów jak tu się znalazłaś - podała mi gorącą herbatę i podeszłyśmy do małego stolika przy ścianie.
- Nie wiem jak zacząć - westchnęłam.
- Nie musisz mówić wszystkiego jeśli nie chcesz - uśmiechnęła się przyjaźnie. 
- No wiec miałam mieszkanie, pracę, czyli wszystko co potrzebowałam - zebrałam myśli - Pracowałam w szpitalu - w tym momencie Pat spojrzała na mnie pytająco - tak w tym najgorszym w całych Stanach. Ale coż poradzić - westchnęłam i wzruszyłam ramionami, do tego doszedł jeszcze udawany uśmiech, na co obie wybuchłyśmy śmiechem. 
Wiem, że jej mogę zaufać.
- Wszystko dobrze się układało. Jak pewnie się domyślasz w szpitalu nie mieliśmy pacjentów, więc to był duży "plus" - uśmiechnęłam się.
Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę zatrzymałam się na etapie książek.
Uczyłam się na uczelni, ale teraz już nie doskonale się w swoich umiejętnościach.
O ile takie mam, nigdy się nad tym nie zastanawiałam dlaczego tak w ogóle zostałam lekarzem. Może to nie praca dla mnie...

-Aż pewnego dnia przywieźli do szpitala tego chłopaka - zatrzymałam się na chwilę.
Zdałam sobie sprawę, że tak na prawdę nie wiem o nim nic.
Nawet nie znam jego imienia, a pozwoliłam się jemu "porwać".

-To było dokładnie - oświeciło mnie - to było wczoraj. Znam go dopiero od kilku godzin, a dałam się porwać. Taki impuls Może to był strach jak myślisz?
- Myślę, że powinnaś pogadać z "tym chłopakiem".
On ci wszystko wyjaśni, ale posłuchaj mnie, nie wszyscy mogą mówić ci prawdę.
Uważaj na nich. Mieszka tu jeszcze kilka osób, więc uważaj - Pat powiedziała to bardzo poważnie.

Czułam w jej głosie, że się o mnie martwiła.
Znam Pattie od kilku minut, ale zdążyłam już zaufaj jej bezgranicznie.
Tak samo jak temu chłopakowi... 
Co się ze mną dzieje?

Kiedyś ludzie "parzyli" mnie samą swoją obecnością,
a teraz ufam osobom, które nie znam dobrze.

Pat ma w sobie coś takiego, co cechuję najlepszą przyjaciółkę.
Nie wiem jak to nazwać. Po prostu jest. Dobra, opiekuńcza, przyjazna...
To tego nie opisuję...

Za oknem zaczęło się robić ciemno.
- Chcesz coś do jedzenia? - spytała Pat.
- Nie, nie trzeba... - uśmiechnęłyśmy się do siebie.
- Dobra, ale przyniosę ci coś na przebranie do spania - rzuciła przez otwarte drzwi,
ale za chwilę je zamknęła.

Zostałam sama w przytulnym pokoju. Chciałam się rozejrzeć dookoła.
Podejrzewam, że będę musiała tu na jakiś czas zostać.

Chodziłam po pokoju. Nic nie przykuwało mojej uwagi.
Pokój nie zajmował dużo. Było tu tylko kilka mebli.
Łóżko na dwie osoby, dwie małe szafki nocne, stolik i stara drewniana szafa.
Gorzej niż w moim mieszkaniu, ale za to przytulniej.

Stanęłam przy oknie i zaczęłam rozmyślać nad tym, co zdarzyło się w ciągu kilku dni.
Na początku żyłam "normalnie", no prawie, ale to nie ważne,
potem do szpitala przywieźli tego chłopaka, którego imienia nawet nie znam,
nie wiem dlaczego dałam się przekonać, żeby uciec,
a teraz jestem tu i nie wiem co mam robić...
Jedyną osobą, którą znam już lepiej jest Pattie, ale nie znam jej doskonale...

Zamyśliłam się na dłuższy czas. Robiło się coraz ciemniej.
Po ulicach nikt już nie chodził, tylko od czasu do czasu ktoś doważył się przejść w ciemnościach.

Dobra. Koniec tego. Bo w końcu nie dam rady!

Odwróciłam się od okna i chciałam usiąść na łóżku.
Jednak powstrzymałam się widząc tego chłopaka, który się uśmiechał.
Bardzo mnie przestraszył.

- Hej Ślicznooka - poklepał miejsce obok siebie, tym razem usiadłam obok niego - Jestem ci winny wyjaśnienia... Musiałem cię zabrać ze szpitala. Miałaś mnie zabić, a teraz tobie mogliby coś zrobić. Ten cały lekarz Payne to bardzo zły człowiek. Szpital to tylko jego przykrywka, tak naprawdę pracuje dla groźnego gangstera - Malika. Chciał mnie się pozbyć, bo jestem, jakby to powiedzieć w innym gangu...

Na chwilę przerwał, wziął głęboki oddech i kontynuował - W tym domu mieszka jeszcze Niall oraz Louis ze swoją dziewczyną. Oczywiście ja i Pattie też tu mieszkamy, no i od dziś ty...
Wiem, że się boisz, ale z czasem się przyzwyczaisz...

Wyciągnął ręce w moją stronę. Wahałam się przez chwilę, ale potrzebowałam wsparcia...
Przytulił mnie...
Było mi tak miło. Przy nim czuję się bezpieczna.
Nie chciałam go puścić...

- No i zapomniałem - lekko odsunął się ode mnie - Jestem Harry - uśmiechnął się szeroko.

Ma takie cudne dołeczki i jeszcze takie głębokie zielone oczy... Ahh...
Zaraz, zaraz... Co ja robię! Chyba się w nim nie... 
NIE!!!
NA PEWNO NIE!!!

______________________________________________

* Wiem, że znowu za krótki... Przepraszam Cię... Wiesz, że to do Ciebie :)
* Długo nie mogłam się w sobie zebrać, ale w końcu się udało...
Prosiłabym, żebyście pisali więcej niż "Super", "Czekam na następny" itp...
* Dziękuję, za komentarz co powinna zmienić, bardzo się cieszę, że ktoś pomaga mi się nakierować na lepszą drogę :)
Dziękuję za każdy komentarz, za każde wyświetlenie, to bardzo mi pomaga i dzięki temu możecie dziś to czytać...
Dziękuję Justinowi za to, że wspierał mnie swoimi piosenkami przy pisaniu... Sto lat! :D
Chciałabym Was prosić o pomoc: Jeśli ktoś zna osobę, która lubi czytać ff, zachęcie ją do czytania mojego bloga :)
OGŁOSZENIE: rozdziały będą pojawiały się we wtorki i piątki... koniec ferii i mniej czasu...
+ spodziewajcie się dziś albo jutro niespodzianki :)


wtorek, 25 lutego 2014

Część I: Rozdział 5: Czarny Samochód

Ile jeszcze?! 
Spojrzałam na zegarek. Minęło dopiero 5 minut. 
Mamy uciekać. 
Nie wiem z kim? 
Nie wiem gdzie? 
Nie wiem po co? 
Nie wiem dlaczego? 
Wiem tylko, że przed Liamem. 
Przynajmniej tak podejrzewam. 

Wzięłam swoją komórkę i schowałam ją do kiszeni. 
Bardzo się stresowałam. Wyszłam z gabinetu na "obchód" do mojego pacjenta. 
Weszłam do sali.
 
- O hej Pięknooka - uśmiechnął się.
- Co tu się dzieje? - zapytałam.
- Wyjaśnię Ci jak będziemy bezpieczni - spojrzałam na niego był ubrany w swoje rzeczy. 
Usiadł na łóżko i poklepał miejsce obok siebie.
 Pokiwałam przecząco głową. Przecież mogliby się zorientować, że coś knujemy.
 
- O NIE! - spojrzałam na okno.
- Co się stało kochanie? - zapytał brunet.
- Robi się ciemno, a ja miałam Cię zabić - drobna łza spłynęła mi po policzku - teraz to mnie zabiją.
- Nie płacz - powiedział czule - nic Ci nie będzie. Obiecuję. Musimy już iść. Zaufaj mi - wyciągną rękę ku mnie.
- Ufam Ci - powiedziałam cicho i ścisnęłam jego rękę.

Nie mieliśmy nic zabranego, wiec było nam łatwiej uciec.
 Chłopak otworzył okno. Z łatwością przeskoczył przez parapet.
Ja miałam z tym trochę trudności. Przystojniak widząc to złapał mnie w tali i pomógł. Trochę się przestraszyłam, na co on się uśmiechnął. Ponownie złapał mnie za rękę. 

- A teraz biegniemy! - pociągnął mnie za sobą.
Trudno było mi dorównać mu kroku, więc trochę zwolnił.
Znaleźliśmy się za zakrętem i przed nami pojawił się czarny samochód. 

Przez chwilę myślałam, że to Liam, więc trochę się przestraszyłam 
i cofnęłam się o kilka kroków. 
- Co się stało? Boisz się? - pokiwałam głową potwierdzając to.
Kucnął przede mną i popatrzył prosto w oczy. Miał takie śliczne oczy.
- Nie bój się! Masz mnie. Nic się nie stanie. Przy mnie jesteś bezpieczna - wstał i mocno mnie przytulił. Zaczerwieniłam się lekko. 
Złapał mnie za rękę i poszedł w stronę auta. 

Otworzył tylne drzwi i pokazał ręką, że mam tam wejść.
Zrobił to samo. Oboje siedzieliśmy na tyłach samochodu.
Odjechaliśmy.

- Co tak krótko? Powinniście się trochę dłużej obmacywać - zaśmiał się chłopak siedzący za kierownicą. Miałam wrażenie, że chłopak się na niego rzuci. 
- A może porozmawiamy jak ci idzie praca przy twojej dziewczynie - pięknooki nie wytrzymał.
- Ochhh... Dobrze. Nie wiem jak idzie tobie, ale widac, że się rozkręcasz - odpowiedział.
- Nie powiedziałbym tego, widząc ostatnio jej minę rano - po raz drugi odegrał się siedzący koło mnie chłopak.
Teraz kierowca mógł w każdej chwili rzucić się na chłopaka. 

- Oj dajcie spokój! Chce dojechać do domu! - uspokoiła ich dziewczyna siedząca z przodu. 
Resztę drogi przebyliśmy w spokoju.
Byłam z tego powodu bardzo zadowolona.

Wysiedliśmy i od razu dziewczyna, która siedziała z przodu złapała mnie za nadgarstek.
- Chodź oprowadzę cię po domu - uśmiechnęła się.
Nie wiedziałam co  mam zrobić. Spojrzałam się na chłopaka ze szpitala. On podszedł do mnie  i szepnął na ucho - Idź. Ona nic ci nie zrobi.

W końcu uległam dziewczynie i poszła za nią do środka. Nie mogłam uwierzyć co zobaczyłam w środku.

____________________________________________

Dziękuję za ponad 100 wejść wczoraj i za 6 komentarzy pod ostatnim postem.
Jesteście niesamowici.
Przepraszam, że krótko, ale nie miałam dalej pomysłu...
Mam do Was pytanie: Chcecie, żebym dodawała zdjęcia w postach?

poniedziałek, 24 lutego 2014

Część I: Rozdział 4: Misja

Moje myśli coraz bardziej były drastyczniejsze. 
Mam wstać, uderzyć go czym i uciec? 
A może tak po prostu wyjść? 
Nie, jestem głupia! 
Może on wcale nic nie wie... Mam taką nadzieję...

Po chwili przerwy Mr. Payne znów zaczął mówić:
 - Chodzi o to, że mam dla Ciebie... jakby to powiedzieć... yyyy.... misję. 
No tak to dobre określenie: misje, którą musisz wykonać!

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Jaką misje o czym on mówi?
-Chodzi o nowego pacjenta. Obiekt numer 68 - po tych słowach ściszył głos - Musisz mu to wstrzyknąć - podał mi strzykawkę.
 
Co to? 
Ja mam go zabić? 
Dlaczego?

- Ale dlaczego trzeba go zabić i dlaczego to ja mam to zrobić? - zapytałam.
- No, bo wiesz .... no... On ma do ciebie zaufanie - wziął wdech - jeśli tego nie zrobisz zostaniesz...
- Zabita - dokończyłam cicho za niego.
- Dokładnie. Wiedzię, że się rozumiemy. 
Masz czas do wieczora - wskazała na drzwi.

Wstałam, odwróciłam się i wyszłam. 
W oczach miałam łzy.
 Jak mam to zrobić? 
Przecież nie mogę. 
I co, że ma niby do mnie zaufanie chociaż mnie nie zna?

 Musiałam się uspokoić. 
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. 

Przechodziłam obok sali z moim pacjentem.
 Stanęłam przy szybie i przyglądałam mu się. 
Teraz nie leżał tylko siedział na łóżku. 
Wyglądał tak przystojnie. Nagle zauważył mnie i spojrzał w moje oczy.
 Zobaczyłam jak się uśmiecha. Szczerze, ale widać, że go to boli.
 No przecież szwy...

Popchnęłam drzwi.
 - Jak się czujesz? - zapytałam stojąc nad pacjentem. 
- Całkiem dobrze - otworzyłam usta ze zdziwienia, myślałam, 
że nie umie mówić - Proszę usiądź - wskazał na krzesło obok szpitalnego łóżka. 
Wykonałam jego prośbę. - Możesz dla mnie coś zrobić? - zapytał. 

- Oczywiście - powiedziałam. 
- Muszę skontaktować się z przyjacielem - powiedział z błagalnym głosem. 
- Oczywiście zadzwonię do niego. Podaj mi numer - wyciągnęłam telefon. 
- No, ale wiesz prywatne sprawy... - powiedział chłopak. 

Nic nie mówiłam, 
ale po minucie popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
 - Dobra, ale zadzwonisz tu i będę przy tej rozmowie. 
Grozi Ci... Mi niebezpieczeństwo - z oka spłynęła mi łza. 
- Co się stało? - mówił czułym głosem - Na pewno coś zaradzimy. 

Westchnęłam. - Bo Liam... 
- Kto?! Nie mów, że ma na nazwisko Payne! - pacjent był bardzo zdenerwowany. 
- Znasz go?
 - Nie ważne daj mi telefon - podałam chłopakowi urządzenie. 

Szybko wpisał numer i nacisnął zieloną słuchawkę. 
Dochodziły do mnie tylko odpowiedzi. 

*No, bo niedługo nie będę*
 *Trafiłem do szpitala liama* 
 *RATUJ!!!*
 *Jedna lekarka mi to powiedziała. Ją terz trzeba zabrać*
 *OK*

 .Rozłączył się i zwrócił do mnie - Masz 10 minut. Bierz co chcesz?
- Ale o co chodzi?! - krzyknęłam. 
- Trochę ciszej - pohamował mnie chłopak - Dowiesz się w drodze. 
- Zdajesz sobie sprawę, że tu nie mam żadnych ciuchów - zapytałam. 
- Trudno idź i udawaj, że wszystko ok. Nie rzucaj się w oczy. Nie mów nic nikomu - przytaknęłam głową i wstałam - Bądź ostrożna!!!

_______________________________________________

Trochę za krótki, ale starałam się dziś jeszcze dodać :)
Możecie zadawać mi pytania TU

MAM DLA WAS SPRAWĘ! 
KAŻDY KTO PRZECZYTAŁ TEN ROZDZIAŁ 
NIECH GO SKOMENTUJE! WYSTARCZY NAWET "KROPKA"